Indie kontynentalne – Kalkuta I 3 – 4.01.2012

Kalkuta: 03.01.2012 – 04.03.2012

W Kalkucie przekonaliśmy się, że Indie kontynentalne mają niewiele wspólnego z andamańskimi wyspami.

Zamówiony na lotnisku taksówkarz nie potrafił znaleźć naszego hostelu, w związku z czym przez 2 wieczorne godziny zwiedzaliśmy to ogromne miasto zza szyby samochodu. W zamkniętej taksówce czuliśmy się bezpiecznie mijając slumsy, żebraków oraz sterty śmieci. Niektórzy ludzie szykowali swe legowiska do snu na chodniku.

Niestety ranek nie przyniósł większych zmian w obrazie otoczenia. Brud, sterty śmieci  pochłaniane przez wszystkożerne krowy i zapach fekaliów towarzyszył nam w drodze do turystycznych atrakcji. Przechodziliśmy koło mężczyzn zupełnie bezpardonowo sikających w centrum miasta, nie próbujących nawet szukać ustronniejszego miejsca. Widok sikających kobiet jest o wiele rzadszy, jednak one też kucają w swoich sari, które zakrywa wykonywanie czynności fizjologicznych. W mniejszych miejscowościach i na wsiach wiele osób załatwia swoje potrzeby fizjologiczne przy drodze. Tak jak w Chinach byliśmy zdumieni słysząc wkoło charczenie, tak w Indiach poza spluwaniem towarzyszą nam wkoło odgłosy bekania.

Po pierwszym szoku, jaki przechodzi pewnie każdy, którego stopa po raz pierwszy dotknie Indii, zaczęliśmy zauważać również piękne obrazy- targ pachnący curry, kurkumą, kardamonem i kadzidłami, biedne lecz roześmiane dzieci na ulicach, Hinduski w tak bijących czystością sari, jakby unosiły się nad ziemią.

Wielu żebraków, nawet jeśli nic im nie daliśmy i tak się do nas uśmiechało. Poznaliśmy Maltankę mieszkającą w Kalkucie 1,5 miesiąca, która spędziła dużo czasu na ulicach tego miasta bawiąc się z dziećmi. Poleciła nam byśmy dawali dzieciom jedynie jedzenie i to takie, którego nie można sprzedać, to wtedy z niego same skorzystają. Opowiadała nam, że my, ludzie Zachodu, litujemy się i współczujemy żebrakom, podczas gdy oni sami często nie uważają siebie jako skrajnie biednych gdyż nie mają porównania z innym życiem, a czasem jest to ich dobrowolny wybór- paradoksalnie „prostszy” przepis na życie. Zgodnie ze wzorowym hinduskim życiem, każdy mężczyzna po wychowaniu dzieci powinien porzucić wszystkie dobra doczesne i jako żebrak doczekać końca swoich dni w świętych miejscach hinduskich.

Zupełnie inaczej wygląda sprawa z pseudo-biedakami. Jeden zaprzyjaźniony Hindus przytoczył nam historię żebraka, którego poznał w Delhi. Jego plan na życie był prosty: codziennie schludnie ubrany udawał się do sklepu, gdzie prosił o małą jałmużnę. Potem szedł do kolejnego sklepu i znów kolejnego.  W większym sklepie prosił o 5 rupii (33 grosze), a w mniejszym straganie o 1 rupię. Dziennie odwiedzał 200 sklepów/ straganów w danej okolicy. W miesiąc przerobił wszystkie dzielnice Delhi i znów wracał do tego sklepu, od którego zaczynał. W ten sposób zarabiał 20.000 – 30.000 rupii miesięcznie i dorobił się małej fortunki…

My również chcielibyśmy prosić każdego Polaka o wpłacenie jedynie złotówki na nasze konto, które podamy przy kolejnych wpisach:)

W Kalkucie zwiedziliśmy zapierający dech w piersiach symbol miasta- Victoria Memorial z ciekawymi galeriami ukazującymi historię Kalkuty i zachodniego Bengalu, gotycką katedrę Św. Pawła oraz zakurzone muzeum Indii, w którym od czasu opuszczenia Indii przez Anglików w 1947 roku prawdopodobnie nikt nie sprzątał. W centrum miasta znajduje się ogromny park Maidan, który w rzeczywistości jest śmieciową pustynią z tysiącami ludzi i wieloma klubami krykieta. Ponadto ciekawe wydało nam się  planetarium, gdzie lektorka na żywo opowiadała o naszym zadziwiającym wszechświecie, a my myśleliśmy o zadziwiających Indiach. Wizytą w kinie na Bolywoodzkim hicie „Don 2” zakończyliśmy naszą przygodę w Kalkucie.

Posted on 2012/01/15, in Indie and tagged , , , . Bookmark the permalink. 3 Komentarze.

  1. My wciąż jesteśmy pod wrażeniem Don’a część 1 🙂 Ciekawe jak wypada dwójka, warto ściągnąć? 😉

  2. Widzę, że po upadku „Leman” zajął się produkcją wody sodowej w Indiach 🙂

Dodaj odpowiedź do pawp81 Anuluj pisanie odpowiedzi