Archiwa blogu
Na szlaku Aborygenów I 26 – 29.03.2012
Uluru, Olgas, King’s Canyon: 26.03.2012 – 29.03.2012
Dotarliśmy do jednego z symboli Australii- czerwonej skały Uluru (Ayers Rock), Jakoś zawsze nam się wydawało, że była to skała czczona przez wszystkich Aborygenów, a tymczasem tylko kilka konkretnych ludów znało to miejsce i mieszkało w jego pobliżu. Istniały wyznaczone konkretne granice, których dane grupy nie przekraczały. Skała sama w sobie ma kolor niebiesko-szary, jednak wygląda na czerwoną, z powodu pyłu i piachu nawiewanego przez w tysiące lat. Woda wsiąka w nią jak w gąbkę. Naukowcy uważają ją za jedną z najstarszych formacji na naszym globie. Zmierzając do Uluru można zauważyć inne podobne czerwone formacje, np. górę Mount Conner czy góry Olgas, jednak tylko skała Uluru zatrzymywała deszczową wodę i tym samym była uznawana za święte miejsce, gdzie wszystko miało swój początek.
Przy Uluru i w informacji turystycznej widnieją znaki proszące o nie wspinanie się na Uluru, gdyz Aborygeni odbierają to tak, jakby wyznawca Islamu w Polsce chciał wspiąć się na katolicki kościół. Albo lepiej, jakby wspiął się na kościół i jeszcze go obsikał (wielu turystów nie wytrzymuje ciśnienia i idzie na stronę za mniejszą bądź większą potrzebą). Zakazu wspinaczki jednak nie ma bo przemysł turystyczny musi kwitnąć. Przy nas całe rzesze Japończyków wspinały się na Uluru (z jakiś nieznanych powodów Japończycy upodobali sobie to podejście). Wspinaczka, zabranie choćby jednego kamyka bądź robienie zdjęć Uluru w zabronionych miejscach ma przynieść nierozsądnemu turyście wiele nieszczęść w przyszłości. O tym świadczy książka w centrum kultury, gdzie można przeczytać listy ludzi z całego świata, którzy proszą o wybaczenie i oddają zabrane kamienie. Ponoć po powrocie do kraju zaczęły ich dotykać same nieprzyjemności, tragedie życiowe. Inna teoria głosi, że skała wytwarza tak mocne fluidy czy pole, że zabrana ze swojego otoczenia oddziałuje na otoczenie. Listy wyglądają wiarygodnie, ale czy nie preparuje ich pani z centrum kultury używając różnych czcionek, lepiej nie sprawdzać na własnej skórze i uszanować prośby Aborygenów. My zamiast wspinaczki wybraliśmy10 kmwycieczkę wokół skały.
Jak to jest teraz z tymi Aborygenami? Czy żyją dziko tak jak kiedyś w głębi lądu? Raczej nie, może jakiś pojedynczy osobnik się uchował w buszu. Żyją we wspólnotach, niektórzy przy niewielkim kontakcie z otoczeniem, niektórzy żyją z turystyki. Kolejne pokolenia już nie potrafią upolować kangura czy znaleźć wody, żyjąc w miastach. Najsmutniejszy widok jest właśnie w miastach takich jak Coober Pedy. Całe grupy, rodziny, podpite siedzą pod sklepami czy na skwerkach.
Rozmawialiśmy w drodze z Australijczykami i z tych rozmów wyłoniły nam się dwie kontrastujące opinie. Część Australijczyków uważa, że obecny rząd ze wszystkich sił próbuje zrekompensować Aborygenom tragiczną przeszłość zgotowaną przez kolonizatorów. Aborygeni nie muszą płacić za edukację, za opiekę medyczną, do tego z podatków buduje się im domy, w których i tak nie mieszkają bo wolą spać na ganku, a w środku domu palą ogniska i traktują go jak wychodek. Do tego niektórzy, cwani, co pewien czas, kiedy ma powstać jakiś most czy nowa droga, podnoszą raban mówiąc, że to jest święte miejsce i nic nie może być tam wybudowane. Żądają bajońskich kwot odszkodowania, które rząd skwapliwie płaci. Poza tym ich zdaniem Aborygeni to pijacy, agresorzy, śmierdziuchy i straszne leniuchy.
Opinia innych Australijczyków jest taka, że Aborygeni i tak stanowią jedynie 1% populacji więc pomaganie im nie powinno tak boleć australijskich kieszeni, a do tego Aborygeni na starcie mają trudniej więc należy ich wspierać w edukacji i przystosowaniu do życia na modłę białych ludzi. Przez lata Aborygeni byli poniżani (do lat siedemdziesiątych XX wieku byli traktowani na równi ze zwierzętami), zabierano im ziemię, nie respektowano praw tych ok. 250 ludów żyjących na tej ziemi od ponad 40 tysięcy lat. Co więcej, głośno jest o tzw. „stolen generation”, czyli dzieciach Aborygenów i białych. Dzieci te były zabierane matkom Aborygeńskim (taki zazwyczaj był ten mezalians) i wychowywane jako sieroty w domach dziecka, aby potem mogły pełnić rolę służby w domach „białych”. Przez wiele tego typu represji i ich następstw (m.in. alkoholizm) Aborygeni nie mają i nie mieli takiego samego łatwego życia jak inne nacje zamieszkujące Australię. Teraz, aby przywrócić tę równość, Aborygeni muszą być subsydiowani, aby móc wieść spokojne życie Australijczyka. A czy oni chcą żyć tak jak biali ludzie? Na to pytanie nie znaleźliśmy odpowiedzi. Widać gołym okiem, że w miastach alkohol przyczynił się do agresji i wandalizmu u Aborygenów wyglądających na zagubionych. Przez lata wielu starało się im pomóc. Jednym z przykładów jest grupa Midnight Oil m.in. z piosenką mówiącą o oddaniu zabranej ziemi Aborygenom:
http://www.youtube.com/watch?v=ejorQVy3m8E&feature=related
Notabene solista grupy Peter Garret jest aktualnie politykiem, ministrem edukacji, a wcześniej był m.in. ministrem środowiska i dziedzictwa narodowego.
Zobaczyliśmy przepiękne góry o nazwie -nomen omen- Olgas, gdzie natrafiliśmy na prześliczne wallabies. Trekking po Olgas choć niedługi (jakieś 7-8 km) był dość męczący ze względu na potworne słońce.
Kings Canyon, porównywany do Grand Canyonu w Stanach Zjednoczonych jest warty zobaczenia, aczkolwiek do Grand Canyonu mu daleko. Widoki jednak są niesamowite. W samym środku znajduje oczko wodne (tzw. Ogród edeński), który stanowi idealne miejsce do kąpieli po trudach długiego trekkingu.
- Uluru
- Uluru
- Uluru
- Uluru i Japończycy wchodzący na szczyt
- Uluru
- Uluru
- Olgas
- Olgas
- Mt Conner
- Emu podjada żarcie z naszego bagażnika
- drzewo podróżnika
- zostawiono dla Bush Mechanics
- King’s Canyon
- King’s Canyon
- King’s Canyon
- King’s Canyon
- King’s Canyon
- King’s Canyon
- King’s Canyon
- większości narodów pojawia się czerwone światło