Daily Archives: 2011/12/23

Wesolych Swiat z Andamanow I 14-24.12.2011

Andaman Islands (Havelock, Neil i inne): 14.12.2011 – 28.12.2011

Andamany z uwagi na swoje położenie na środku oceanu w odległości1000 kmod Indii były łakomym kąskiem dla wielu ościennych państw. Pochodzenie plemion andamańskich nie jest do końca wyjaśnione.

Port Blair, stolica Andamaów, przez lata stanowił więzienie dla wrogów Korony angielskiej. Po uzyskaniu przez Indie niepodległości w 1947 roku, Brytyjczycy przekazali Andamany Indiom. Aby utrzymać Andamany w swoim posiadaniu, Indie zachęcały swoją ludność do osiedlenia się na wyspach poprzez ofiarowanie jej ziemi i zorganizowanie pracy. W ten sposób wiele niezamieszkałych dotąd wysp bądź  zamieszkałych przez dzikie plemiona, stały się w pełni indyjskie. Po dziś dzień wiele wysp pozostaje niezamieszkałych,

Istnieją również takie rodzynki jak Sentinel Island, gdzie mieszkają dzikie plemiona i jakakolwiek próba zbliżenia się do wyspy kończy się gradem strzał. Antropologom udało się uchwycić jedynie z daleka sylwetki tego pierwotnego ludu, a indyjskie władze ostatecznie się poddały i zostawiły wyspę w spokoju.

Mimo, że Andamany liczą ok. 200 wysp, turyści mogą przebywać tylko na wybranych, otrzymawszy pozwolenie po przylocie do Port Blair. Głównie odwiedzane są 3 wyspy; najlepiej „rozwiniętą” (choć na pół dziką) wyspę Havelock oraz Neil Island i Long Island.

Havelock liczy jakieś10 kmdługości, jego główną atrakcją są piaszczyste plaże, wielki morski błękit oraz bogata fauna i flora. Można snorklować, nurkować, byczyć się na plaży, jeździć rowerem/skuterem i obżerać świeżymi owocami morza. Jest tu bardzo spokojnie i naturalnie, zawiodą się szukający plastikowych leżaków z parasolkami czy królowie dyskotek.

Centrum wyspy stanowi bazar z owocami i warzywami, nieopodal jest targ rybny oraz kilka sklepików z Coca Colą, chipsami i płetwami. Wzdłuż wybrzeża leży około 20 niewielkich resortów, są to głównie bambusowe chatki, gdzie za 22zł dwie osoby mogą spędzić noc. Bardziej ekskluzywne domki z podmurówką są w cenie ok. 120 zł/dzień.

Hindusi tłumaczyli nam, że w porównaniu do ubiegłych lat, w tym roku jest niewielu turystów na Andamanach. Widząc codziennie te same twarze, szacujemy, że nie licząc turystyki krajowej, jest ich max 200. Największy odsetek stanowią Izraelici, ok. 50%, reszta to Hindusi, Anglicy, Francuzi. Niestety nie spotkaliśmy żadnych Polaków, z którymi moglibyśmy zorganizować polską Wigilię. W drugim dniu naszego pobytu poznaliśmy przesympatyczną parę z Polski- Magdę i Pawła (pozdrawiamy Was gorąco jeśli weszliście na bloga), ale niestety wyjeżdżali następnego dnia.

Wróćmy do Izraelczyków. Podobno Andamany są w Izraelu bardzo modne jako idealne miejsce na odreagowanie przymusowej służby wojskowej, którą w wieku 18 lat muszą przejść nie tylko mężczyźni, ale również kobiety, z tą różnicą, że służba mężczyzn trwa3, akobiet tylko 2 lata. Pewien 40-letni Izraelczyk tłumaczył nam, że lata wojska są tak ciężkie, że pozostawiają piętno na całe życie. Dlatego też po odbytej służbie młodzi Izraelczycy i Izraelki „nadrabiają” stracone lata młodości chilloutując się przez 3 tygodnie na Havelock. Zazwyczaj spotykamy ich na plaży bądź w hamaku z różnorodnymi typami ziół do palenia. Wyglądają przy tym na bardzo szczęśliwych.

W pierwszym tygodniu jeździliśmy tutaj rowerami i skuterem, odwiedziliśmy różne plaże na Havelock, spędziliśmy 2 dni na pobliskiej wyspie „Neil”, ponurkowaliśmy i podtuczyliśmy się pysznymi milk-shakeami o nazwie „lassi”. Cudowne są indyjskie chlebki „chapati:, z masłem, żółtym serem czy czosnkiem, świeże ryby (szczególnie red snapper – polska nazwa brzmi ryba Lutjanidae z wielkim pyskiem) i krewetki w czosnku. Pierwszy raz w życiu jedliśmy tuńczyka nie z puszki J

Na Andamany przyciąga turystów natura przez duże „N”. Hindusi są dumni z mnogości zwierzątek na wyspach i nie zamierzają (jak w innych częściach globu) zabetonować ich tworząc ekskluzywne 5-gwiazdkowe oazy dla białych, gdzie nie uświadczysz nawet pająka. Dlatego na Andamanach wszystko żyje, cała plaża się rusza gdyż tysiące maleńkich stworzonek, z krabikami na czele, podąża obraną przez siebie drogą życiową. Wszelkie te zwierzątka (kraby, jaszczurki, skaczące rybki etc) uciekają przed nami na lewo i prawo – jakby rozstępowało się morze czerwone.  Gdy szliśmy nurkować to szkoła nurkowa nas poinformowała, że jak będziemy mieli szczęście to zobaczymy rekina albo węża morskiego, ale na szczęście nie mieliśmy szczęścia… W Informacji turystyczne poinformowali nas o wszelkich zagrożeniach, a mianowicie są:

– kokosy spadające z drzew – parę miesięcy temu zabiły turystę;

– krokodyle – rzadko spotykane, bardziej na niezamieszkałych plażach. 8 miesięcy temu krokodyl nadgryzł turystkę;

– rekiny i węże morskie (ich jad jest wielokrotnie silniejszy od kobry) – nie atakują same niesprowokowane, więc ich nie prowokowaliśmy.

– inne zwierzątka jak stonogi (duże i bardzo niebezpieczne,); skorpiony, węże itd.

– malaria – ostatni zanotowany przypadek rok temu

 

W domku też niestety mieliśmy dużo fajnych zwierzątek, jak skorpion, komary malaryczne, duże kraby, jaszczurki, pająki.

Połowa z nas bardzo kocha naturę i cieszy się na widok każdego stworzenia – kraba, stonogi, jaszczurki. Druga połowa, ta piękniejsza;) czasem potrzebuje przed snem łyka whiskey aby zapomnieć o 50-centymetrowej stonodze czy szczurze, który spadł z dachu w naszym kurorcie na wyspie Neil, nota bene najbardziej luksusowym ze wszystkich trzech na całej wyspie.

Jednak organizm ludzki wystawiany na różne próby przesuwa granicę tolerancji i z czasem akceptuje coraz więcej. Na początku wszelkie obce stworzenie wchodzące na terytorium nieco bojącego się homo sapiens wywołuje ciarki, jednak po pewnym czasie ani karaluch ani krab w łazience (mieszkał z nami przez 2 pierwsze dni na Andamanach), nie są już straszne. Jaszczurki w sumie też są ładne, przypominają trochę dinozaury w miniaturze, ale ciężko połowie z nas polubić długaśne czarne stonogi czy szczury. A i tak największe niebezpieczeństwo stanowią spadające z palm kokosy.

Już wiemy gdzie pójdziemy na pasterkę. Udało nam się znaleźć chrześcijański kościół (wygląda jak nasza bambusowa chatka, w której mieszkamy), byliśmy nawet na niedzielnej mszy. Nic nie zrozumieliśmy, ale nie szkodzi. Pasterka jest tu o godz. 23.00 więc po kolacji podjedziemy tam rikszą. Wieczerzę wigilijną planujemy w jednej z tutejszych restauracji, nie będzie karpia, ale pewnie jakaś inna rybka czy krewetka bądź homar.

 

Jeszcze raz życzymy Wam cudownych Świąt i ściskamy Was gorąco!

Reklama